Znowu jest ! Słyszeliśmy go już od paru tygodni, ale z daleka. A dziś po południu - ku naszej wielkiej radości - wrócił na swoje zwykłe miejsce i pozował do zdjęć jak stary rutyniarz ! Dokładnie widać białe plamki nad prawym okiem.
Kos przygruchał (przygwizdał? ) sobie samiczkę i w wilgotną niedzielę 19-go kwietnia zaczął się wielki ruch. Najpierw oba kosy latały we wszystkie strony, a potem ustalił się swoisty podział pracy: pan kos siedział na gałązce i śpiewał...
...a pani kosowa budowała gniazdko. Tak to już jest u kosów! Zdjęcia samiczki są trochę gorszej jakości, bo jest bardzo płochliwa - uciekała, gdy otwierałem okno i musiałem w końcu robić zdjęcia przez szybę.
Najzabawniejsze jest to, że miejsce na gniazdo wybrały sobie w bluszczu między naszymi oknami (zaznaczyłem je na poniższym zdjęciu czerwonym kółkiem). Dotychczas mieszkały tam wróble, które przed wejściem zatrzymywały się na kilka chwil w powietrzu jak koliberki. Ale najwyraĄniej zostały w tym roku wyproszone przez kosią parę.
Nie było żadnego bałaganu - do domku w bluszczu wlatywało się wejściem, a wylatywało wyjściem i kosia parka ściśle tego przestrzegała! Mimo wielu prób nie udało mi się zrobić ostrzejszego zdjęcia zważywszy prędkość z jaką kos wylatywał z bluszczu. Na wideo 2009, mniej więcej w połowie pierwszej minuty filmu, widać nieco lepiej.
A w jakieś trzy tygodnie póĄniej zaczęło się wielkie karmienie. Trzeba przyznać, że taki kos ma ciężkie życie: zaczyna swoją ptasią „szychtę” koło czwartej rano, a wieczorem słyszymy czasami jego śpiew jeszcze koło dziesiątej. I przez cały dzień na zmianę - śpiewa i karmi swoje pisklaki... Co 15-20 minut przylatywał z nową porcją „jedzonka”, siadał na jakiejś pobliskiej gałązce i śpiewał (tak, trzymając w zamkniętym dziobie robaka! - też to widać wyraĄnie na początku wideo 2009) coś w rodzaju „już jestem, kochanie”. Wtedy samiczka wylatywała z gniazda, a on jeszcze trochę pogwizdał, poskakał z gałązki na gałązkę i... nurkował w bluszcz. Rozlegało się stamtąd wtedy ciche, ale bardzo energiczne „świrgolenie” kilku małych gardziołek!
Nawiasem mówiąc, pierwszy raz z robakiem zobaczyliśmy go na balustradzie naszego okna - siedział zwrócony w stronę gniazda i oceniał, czy stąd „będzie wygodnie”. Uznał jednak, że z drzewka będzie łatwiej podlecieć i już więcej na naszym oknie nie siadał...
Ciekawe było też obserwowanie menu piskląt - na początku to były małe, pulchniutkie gąsieniczki o przyjemnych pastelowych kolorach, potem coraz większe (na wideo widać również jakieś kwiatki - może w charakterze jarzynki?), a pod koniec były to długie, dorodne dżdżownice. I bardzo proszę mi tu nie wydziwiać, że robale fe !! To sama natura i ekologia
Niestety, nie widzieliśmy momentu wyprowadzenia piskląt - było to w niedzielę 24-go maja. Usłyszeliśmy straszny rejwach w ogrodzie i tylko mignęło mi w oddaleniu kilka czarnych kuleczek na tle osłonecznionej trawy. Właściwie można by było zrobić w naszym oknie prawdziwe obserwatorium, ale niestety... nie samym kosem człowiek żyje i brak czasu daje się we znaki.
A potem wszystko wróciło do normy - nasz kos nadal śpiewa, chociaż - jak zwykle w czerwcu - zaczyna robić coraz większe przerwy. A czasami brzmi tak głośno i zawadiacko, że nazywamy go „kos-huligan” !
Wrzesień 2009 Kosy zrobiły nam niespodziankę i zafundowały pod koniec czerwca drugą porcję pisklaków. Poniżej kilka miniaturek (powiększanych pod kursorem), a krótki opis znajduje się na stronie „Lato 2009”.
Boże Narodzenia 2010 Niestety, nasz kos nie przetrwał poprzedniej zimy, która i tutaj była ostra. Ostatni raz widzieliśmy go chyba w listopadzie 2009, usiadł na chwilę na swojej ulubionej gałązce, jak zawsze, z dziobkiem zwróconym w naszą stronę, ale bardzo już Ąle wyglądał - był nastroszony i bardzo posiwiał. W tym roku buszują nam pod oknem co najmniej dwie parki. Przypuszczamy, że to zeszłoroczna kosia dziatwa, zwłaszcza że zaglądały do bluszczu i siadały na barierce okna. Są jednak bardzo płochliwe i chyba jeszcze zbyt młode, żeby założyć gniazdo, więc na razie nie śpiewają.
Za to w bluszczu, po drugiej stronie okna, mieliśmy gniazdo rudzików i też dwa lęgi! W przeciwieństwie do kosa rudzik nam do tej pory delikatnie podśpiewuje za oknem, chociaż już koniec grudnia, więc już tak chyba będzie przez całą zimę.